Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadała, jak kocha go nad życie. On słuchał i pozwalał się kochać i uwielbiać. Przywykł do tego.
W czasie długiej, miłej pogadanki doszedł ich uszu dźwięk dzwonu zegarowego. Na bliskim ratuszu biła dziewiąta godzina. On wstał i powiedział jej, że musi wracać, żeby dziś jeszcze podpisać protokół pierwszego posiedzenia komitetu, który ma na celu wydanie zbiorowe dzieł jubilata. Przykrość to jej zrobiło, ale nie zatrzymywała go. Wszak on nietylko do niej należy — on jest sławnym człowiekiem, własnością całego kraju.
Hrabiego nie było w pokoju.


∗             ∗

W czasie wakacyj odbył się ślub w Zahnilczu. Hrabia zastępował rodziców i pobłogosławił, Wacio zaś drużbował.
Ona była bardzo, bardzo szczęśliwą, kochała męża nad życie, był dla niej istotą niedoścignioną, najdoskonalszą na świecie.
I on ją kochał bardzo; ale więcej jeszcze kochał swą sławę, swoje zajęcie i obowiązki, a najwięcej ideał — ojczyznę.
Ona, zamiast stać się kochanką rozmarzonego poety... Beatryczą... Laurą — została żoną profesora i z wielką znajomością rzeczy dbała o jego wygody.
On, zamiast z rozkapryszoną jedynaczką, ożenił się z kobietą rozumną i praktyczną.
Zaraz po ślubie hrabia stał się stałym stronnikiem pani profesorowej i utrzymywał, że dawniej inaczej, lepiej kochać umiano.

W Oleksińcu polnym, w lipcu 1888 r.