Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ka podejmie się w zamian za złoto nie opuszczać mnie wśród ciemni i samotności, niech bierze złoto; nie pożałuję jej pewno sukien, ani świecidełek, byle w zamian siedziała tu i mówiła do mnie, bylem czuł żywą duszę obok siebie.
I pocierając świeżo ogolony podbródek, niepokoił się już tylko myślą, że może Bessie nie wróci.
— Maisie, zobaczywszy mnie raz, nie pokazała się przecież więcej. No, ale Maisie miała racyę; praca pochłaniała ją, sława była ideałem, ku któremu dążyła zawsze. Tymczasem ta... cóż ją w życiu zajmuje, prócz kufli od piwa? Chyba, że znalazła sobie jakiego adonisa. Tfu! być oszukiwanym dla posługacza z szynku. Jakże ja nizko spadłem!...
Głos wewnętrzny szeptał mu równocześnie:
— Strzeż się! Sprawa ta dobije cię, przyniesie ci więcej bólu, niż wszystkie poprzednie. Dziewczyna będzie ci wspomnieniem tego, co być mogło, a nigdy się nie stanie, złudzeniem, zmorą, męką Tantala. Ona cię do obłędu doprowadzi.
— Wiem i czuję to — wolał, zaciskając pięści. — Czy jednak biedny ślepiec ma nic już nie wymagać od życia? Czy jedzenie trzy razy na dzień i brudny surdut to jedyne rzeczy,