Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/226

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    się z niemi do okulisty. Człowiek, kochany panie, to jak okręt, zupełnie jak okręt. Trochę smoły, trochę pakuł czasem do zatkania, i wszystko będzie dobrze. Idź pan zaraz do okulisty.
    Heldar wyszedł z przekonaniem, że poczciwy doktorzyna na niczem się nie zna. Ponieważ zaś sama myśl okularów, z których Maisie śmiałaby się pewno, strachem go przejmowała, udał się więc od razu do najlepszego okulisty, jakiego Londyn posiadał.
    — Widzisz, Binkie, władca mój, żołądek, od dawna już rozmaite dawał mi przestrogi. Zaniedbywaliśmy je zbyt długo i stąd latają nam ciemne plamy przed oczami. Skoro jednak usuną się na chwilę, wzrok mamy doskonały, tak dobry, jak zawsze.
    Gdy wchodzili do przedpokoju lekarza, z gabinetu jego wypadł jakiś mężczyzna i, potrąciwszy Dick’a, wybiegł na ulicę.
    — Z pewnością autor lub literat — myślał Ryszard. — Ma czoło tak typowe, jak Torpenhow. Co za wyraz przestrachu i zgnębienia! Musiał usłyszeć coś nieprzyjemnego.
    I wtem obawa straszna, błysnąwszy w duszy Heldar’a, jak upiór w serce mu się wgryzła. Ze wstrzymanym więc oddechem szedł już do gabinetu konsultacyjnego, zdobnego