Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozkosz! Jak to cudnie! Juk wspaniale! Ach, żebyściego byli widzieli, jak pierwszy kamień wleciał! I ta ziemia!
I znowu ich śmiech na kilka minut obezwładnił.
Wreszcie udali się do pracowni Ebenezara, gdzie ich jednak przywitano chłodno.
— Co się stało? — zapytał Stalky, wyczuwszy w tej chwili nową atmosferę.
— Sami najlepiej wiecie! — odpowiedział Ebenezar — Jeśli was złapią, wyleją was z pewnością. King to mściwa bestja.
— Co? Jak? Gdzie? Wylać? Za co? Cóżeśmy zrobili? Graliśmy tylko na bębnie i za to King już nas wylał z pracowni!
— A niby to nie wy spiliście Króliczy Bobek i podpłaciliście go, żeby zdemolował mieszkanie Kinga?
— Podpłacili? Co to, to nie, mogę przysiąc, żeśmy tego nie zrobili! — odpowiedział Stalky z ulgą, bo nie lubił kłamać — Jakiż ty masz niski sposób myślenia, Kiciu! Myśmy byli w łazience na dole i kąpaliśmy się. Czyżby istotnie Króliczy Bobek zdemolował mieszkanie Kinga? Niezłomnego, upartego Kinga? To straszne!
— Okropne! King aż się pieni! Dzwonią na modlitwę. Chodźmy.
— Zaczekaj chwilkę! — zawołał Stalky, prowadząc rozmowę dalej donośnym i wesołym głosem,