Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

natychmiast wybuch gnicwai Kinga — bieg po trzy schody naraz na górę z suchym szelestem ubrania. Podsłuchujący Aladyn i towarzysze pisnęli z emocji, kiedy drzwi z hałasem otwarto. King wtoczył się w ciemności, przeklinając koncertantów w imię Beljala i wszystkich bogów spokoju.
— Wyrzuceni na tydzień z pracowni — rzekł Aladyn, zaglądając przez uchylone drzwi — „Klucz od pracowni przynieść w ciągu pięciu minut. Brutale, barbarzyńcy, dzikusy, smarkacze!“ Jest bardzo zirytowany. „Arrah, Patsy, dziecka patrz!“ zanucił szeptem i, wisząc u klamki, wykonał niedosłyszalny taniec wojenny.
King natychmiast zbiegł nadół i Beetle wraz z M’Turkiem zapalili gaz, aby naradzić się ze Stalkym. Ale Stalky zniknął.
— Zdaje się, że to jeszcze nie koniec — mówił Beetle, zbierając swe książki i pudełko z przyrządami do geometrji — W każdym razie tydzień we wspólnej sali to żaden zysk.
— Pewnie, ale czy nie widzisz, że Stalky’ego tu niema, cymbale jeden? — rzekł M’Turk — Zanieś klucz i udawaj, że jesteś bardzo zmartwiony. King będzie cię tylko piłował przez jakie pół godziny. Ja tymczasem będę czytał w niższej sali wspólnej.
— Zawsze ja! — jęknął Beetle.
— Poczekaj, zobaczymy, co będzie dalej! — dodawał mu otuchy M’Turk — Ja sam nie wiem,