Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeszczeby też! — odezwał się Stalky — Skąd miał być jaki dowód, skoro ja sam wyłaziłem na dach i rzucałem mu te ścierwa przez komin wprost do jego kominka! Ale słuchajcie! Rzecz w tem czy możemy sobie teraz pozwolić na wojnę domową?
— Mną się nie krępujcie! — oświadczył Beetle — King twierdzi, że ja i tak przekroczyłem już wszelkie granice!
— Co ty! — odpowiedział Stalky lekceważąco — Ty, stara babo, do wojska nie idziesz! Ale ja nie chciałbym, żeby mnie wylano — a stary zaczyna na nas też już krzywo patrzeć...
— Guzik! — rzucił M’Turk — Stary nie wylewa nigdy, chyba tylko za jakieś świństwo albo za kradzież. Ale zapomniałem wam powiedzieć: Ty i Stalky jesteście złodzieje — prawdziwi włamywacze.
Goście aż jęknęli, ale Stalky z błogim uśmiechem zaczął im tłumaczyć, w czem rzecz.
— Fajno! Widzicie, ten pędrak Manders młodszy, widział, jak Beetle i ja otwieramy kufer M’Turka w dormitażu, zeszłego miesiąca, kiedyśmy to wzięli jego zegarek. Naturalnie, gwizdek Manders nafagasował Masonowi, zaś Mason, paląc się do tego, żeby nam zapłacić za szczury, dał się zbujać.
— I wtedyśmy go dostali! — rzekł M’Turk pieszczotliwie — Traktowaliśmy go bardzo elegancko, ponieważ był nauczycielem w naszej szkole nowym i pragnął pozyskać zaufanie chłopców. No, i z tego,