Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pax i dałem mu parę szóstek. Przystawał przed dwiema karczmami po drodze i będzie dziś wieczór pijany jak pień. Nie czytaj, Beetle, teraz jest rada wojenna. Co, do djabła, stało się z twoim kołnierzykiem?
— Zapędziłem Mandersa młodszego do jadalni Trzeciej przygotowawczej. Wszystkie mikrusy rzuciły się na mnie! — odpowiedział Beetle z poza puszki sardeli i książki.
— Ośle głupi! Ostatni idjota mógł był zgadnąć, gdzie Manders młodszy zastawi pułapkę — rzekł M’Turk.
— Nie myślałem o tem — odpowiedział Beetle bez najmniejszej urazy, wyławiając łyżką sardele.
— Pewnie, że nie. Ty wogóle nie myślisz! — M’Turk poprawił kołnierzyk Beetle’a potężnem uderzeniem pięści — Nie poplam mi oliwą mej „Fortis“, bo ci kości połamię.
— Kusz, ty irlandzki byku! To moja „Fors“, nie twoja!
Był to gruby, z brunatnym grzbietem tom z lat sześćdziesiątych, którym King rzucił raz w głowę Beetle’owi, aby Beetle mógł się dowiedzieć, skąd pochodzi nazwa Gigadibs. Beetle spokojnie anektował tę książkę i znalazł w niej — różne rzeczy. Nie rozumiejąc dobrze książki, spał i jadł z temi wierszami, jak o tem świadczyły plamy na kartkach. Zapomniał o całym świecie, i duch jego obcował z dziwnymi Mężami i Kobietami, kiedy naraz M’Turk zaczął