Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

myślę nawet posyłać sierżanta z zapytaniem, czy to prawda, bo jestem pewny, że tym razem trzymacie się prawdy ściśle. Wiem także, żeście nie pili. (M’Turk, przestań robić tę cnotliwą minę, bo zacznę się obawiać, że mnie nie rozumiesz). Reputacja wasza jest nieposzlakowana. I oto dlaczego ja dopuszczę się teraz krzyczącej niesprawiedliwości. Uczyniono krzywdę waszej dobrej sławie, nieprawdaż? Skompromitowano was przed całą szkołą, czyż nie? Jesteście szczególnie dbali o honor swego domu, prawda? Bardzo słusznie, a teraz weźmiecie wały.
To rzekłszy, wymierzył każdemu po sześć odlewanych.
— A to, sądzę — tu dyrektor położył na swojem miejscu trzcinkę i rzucił skargę do kosza — sprawę reguluje ostatecznie. Ile razy spotka was coś, co się uchyla od normy — zapamiętajcie to sobie, bo to się wam przyda w późniejszem życiu — przyjmijcie je w sposób nienormalny. Ale to mi coś przypomniało. Tu na tej półce jest cały stos różnych romansideł. Możecie sobie je brać, o ile potem położycie na swojem miejscu. Nie myślę, żeby im czytanie na świeżem powietrzu zaszkodziło, przeciwnie, czuć je tytuniem, więc nawet przydałoby się przewietrzyć. — Na korepetycję pójdziecie wieczorem, jak zwykle. Dobranoc! — zakończył ten zdumiewający człowiek.