Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z trzema trzcinami pod pachą. King patrzył na nich triumfująco, bo na policzkach chłopców lśniły niewyschłe jeszcze łzy radości. Zaczęło się śledztwo.
Tak jest, szli wzdłuż skał. Tak jest, weszli na grunta pułkownika Dabney’a. Tak jest, widzieli tablice graniczne z napisami (w tem miejscu Beetle załkał histerycznie). W jakim celu weszli na grunta pułkownika Dabney’a?
— Tam był borsuk, prosz pampsora!
Tu King, który nie cierpiał historji naturalnej, ponieważ nie lubił Hartoppa, nie mógł już dłużej wytrzymać. Poprosił ich, aby do jawnego zuchwalstwa nie dodawali jeszcze kłamstw.
— Ależ borsuk znajduje się w mieszkaniu pana Hartoppa, prosz pampsora! Sierżant był tak grzeczny i sam go zaniósł.
W ten sposób została załatwiona kwestja borsuka, a ta chwilowa porażka doprowadziła podrażnienie Kinga do punktu wrzenia. Słychać było, jak stukał nogą w podłogę, podczas gdy Prout układał swe niedołężne pytania. Teraz już miała się zacząć walka na ostre. Oczy ich zgasły, twarze stały się nieme, ręce zwisły wzdłuż boków bez ruchu. Kosztem rodaka mieli wziąć odwieczną lekcję swej rasy, polegającą na pozbyciu się wszelkiego podniecenia i zamknięciu przeciwnika w pułapce w odpowiedniej chwili.
Jak dotąd, szło wszystko dobrze. King coraz bardziej mieszał się do śledztwa, będąc mściwy tam,