Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pogodzenia. Nie próbujcie przeczyć. To fakt. A swoją drogą, nie pozwolę już gajowemu nosić strzelby. Przychodźcie i chodźcie sobie, gdzie chcecie. Ja was nie będę widział, wy nie potrzebujecie widzieć mnie. Jesteście dobrze wychowani. Jeszcze szklankę piwa, co? Powiadam ci — był rybakiem i dziś wieczór znowu rybakiem zostanie. Zostanie! Najchętniej utopiłbym go. Odprowadzę was do domku odźwiernego. Moi ludzie nie są szczególnie — e — uprzejmi dla chłopców w waszym wieku, ale was na drugi raz poznają.
Po wielu komplimentach pożegnał ich przy domku odźwiernego w wysokiej bramie u dębowych sztachet parku.
Chłopcy stali przez jakiś czas w milczeniu. Nawet Stalky, który grał drugie, jeśli nie nieme skrzypce, patrzył na M’Turka jak na człowieka nie z tego świata. Dwie szklanki mocnego domowego piwa snać melancholijnie usposobiły chłopca, bo idąc z rękami w kieszeniach, zanucił zcicha:

„Oh, Paddy drogi, zali wiesz, co ludzie szepczą sobie?“

Kiedyindziej Stalky i Beetle rzuciliby się na niego natychmiast, bo ta pieśń była ze względu na swą siłę czarodziejską wyklęta — anathema. Widząc jednakże, czego dokonał, tańczyli dokoła niego w milczeniu, czekając, aż raczy zstąpić na ziemię.
Dzwonek, zwołujący na herbatę, odezwał się, kiedy byli o pół mili od liceum. M’Turk drgnął