Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

badające, w jakiej wysokości mogą nas trafić. Wobec tego zapukałem oczywiście do wrót, a wszedłszy, potknąłem się odrazu o Stalky’ego w brudnej, poplamionej krwią, starej burce, kucającego na ziemi i jedzącego wraz ze swymi ludźmi. Mówiłem z nim przez pół minuty trzy miesiące temu, ale przywitał mnie, jak gdybyśmy się rozstali wczoraj.
— Hallo, Aladyn! Hallo, Cesarzu! — zawołał — Przyszliście w samą porę na przedstawienie.
Zauważyłem, że jego Sikhowie byli trochę obdarci. Zapytałem go, co z jego oddziałem i gdzie jego młodszy oficer.
— Oto wszystko, co zostało — odrzekł Stalky — Młody Everett nie żyje, a jego ciało jest w baszcie. Napadli na nas zeszłego tygodnia i zabili jego i siedmiu ludzi. Oblegają nas już pięć dni. Zdaje mi się, że przepuścili was do mnie, żeby móc was złapać. Cały kraj już powstał. Doprawdy dziwne, żeście się dali wciągnąć w tę choleryczną pułapkę.
On się śmiał, ale ani Tertius ani ja nie widzieliśmy w tem nic komicznego. Nie mieliśmy zupełnie żywności dla swoich ludzi, a Stalky miał dla swoich żarcia zaledwo na cztery dni. A zawinili w tem wszystkiem, Kiciuniu moja, tylko wasi matołkowaci politycy, którzy zapewniali nas, że ludność jest dla nas jak najżyczliwiej usposobiona.
Żeby nam dodać ducha, Stalky zaprowadził nas do baszty i pokazał nam trupa biednego Everetta,