Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stalky i Beetle zadrżeli.
— Nie, mój panie, i nic mi na tem nie, zależy, choćbyś pan nawet był samym wicekrólem! Proszę mi tu zaraz odpowiedzieć, jak gentleman gentlemanowi: Czy pan strzelasz lisy, czy nie?
A przecie cztery lata temu Stalky i Beetle tak starannie wykopali M’Turka z jego irlandzkiego dialektu! Najniewątpliwiej w świecie zwarjował albo dostał porażenia słonecznego i tak samo niewątpliwie dostanie rżniątkę — naprzód od starego gentlemana, a potem od dyrektora. Najmniejsze, czego się wszyscy trzej mogli spodziewać, to była chłosta publiczna. Jednakże — o ile własnym oczom i uszom mogli wierzyć — starszy pan zmiękł. Mogła to być cisza przed burzą, ale...
— Ja nie strzelam!
Wciąż jeszcze gulgotał.
— To pan musi wylać swego gajowego. On nie godzien mieszkać razem z przyzwoitym lisem w jednem i tem samem hrabstwie. I w dodatku lisica — w tej porze roku!
— Czy przyszedłeś rozmyślnie po to, żeby mi to powiedzieć?
— Rozumie się, że tak, dziwny człowieku! — odpowiedział M’Turk, tupiąc nogą — Czyżbyś pan nie zrobił tego samego dla mnie, gdyby się panu zdarzyło zauważyć coś podobnego w moim majątku?