Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ładna historja! — odezwał się wreszcie główny prefekt — A toś nam nawarzył piwa, Tulke!
— Czemu — czemu nie daliście temu przeklętemu Beetle’owi lania, zanim zaczął urągać? — jęknął Tulke.
— Ja wiedziałem, że tu będzie chryja! — rzekł prefekt z domu Prout’a — Nie trzeba się było, Tulke, upierać przy konferencji prefektów.
— Choroba ciężka, zarobiliśmy na czysto! — zaklął Naughten — Przyszli tu i naurągali nam, zamiast żebyśmy zbesztali ich. Beetle traktuje nas, jak gdybyśmy byli szajką szantażystów i tak dalej. A kiedy nas starli na miał, wychodzą i trzaskają za sobą drzwiami, jakby byli dyrektorami. I wszystko przez ciebie, Tulke.
— Ależ kiedy ja jej nie pocałowałem!
— Ośle głupi! Gdybyś powiedział, żeś ją pocałował i obstawał przy tem, byłoby dziesięć razy lepiej, niż to, co zrobiłeś — odpowiedział Naughten — Teraz rozgłoszą to w całej szkole, a Beetle narobi na ten temat kupę idjotycznych wierszy z różnemi przycinkami i przydomkami.
— Ależ kiedy naprawdę to ona mnie pocałowała!
Poza zadaniami i nauką Tulke myślał bardzo powoli.
— Nie myślę o tobie. Myślę o nas. Pójdę do nich, spróbuję, może mi się ich uda namówić, żeby byli cicho.