Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A — a straszna tu jest nietyle cyniczna niemoralność tej całej sprawy, ile zuchwała, bezwstydna nieprzyzwoitość. Pokazuje się, że nie będziemy mogli chodzić do Bideforde’u, żeby się nie natknąć na wstrętne miłostki któregoś z prefektów. Niema się z czego śmiać, Naughten. Ja nie twierdzę, abyśmy się nadzwyczaj na tych rzeczach znali, zdaje mi się jednak, że bardzo zatwardziałym w grzechu (cytata z kazania kapelana) musi być ktoś, kto potrafi ściskać swe miłośnice (to był Huckluyt) w obliczu całego miasta. (Reminiscencja z Miltona). Mógłby się przynajmniej zdobyć na przyzwoitość — a wy jesteście przecie powagami co się tyczy przyzwoitości, sądzę — i poczekać aż się ściemni. Ale on nie czekał. Tak jest, nie przecz, nie czekałeś. O, Tulke, ty niepowściągliwy, niepanujący nad sobą bydlaku.
— Dość już, przestań na chwilę! — zawołał Carson — Co to znaczy, Tulke?
— Ja — słuchajcie — bardzo mi jest przykro. Nigdy w życiu czegoś podobnego się po Beetle’u nie spodziewałem.
— Dlatego — że — ty — nie — masz — w sobie — cienia — wstydu — sądzisz — że — i ja — jestem — bezwstydny? — wykrzyknął Beetle jednym tchem.
— Chciałeś to wszystko zatuszować zapomocą różnych podstępnych machinacyj, co? — mówił Stalky.