Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sandhurst, zaś rektor oświadczył im, że o ile nie zaniedbają się zupełnie podczas wakacyj, nie mają się czego obawiać. Pod tym względem, jak „trainer,“ młodych źrebiąt, rektor rzadko się mylił.
Tegoż dnia wziął Beetle’a na bok i dał mu mnóstwo dobrych rad, z których jednak Beetle ani słowa nie pamiętał, gdy, wpadłszy do swej pracowni, blady ze wzruszenia, zaczął opowiadać swą przedziwną historję. Wymagała ona wiary niemało.
— Więc na początek miałbyś sto funtów rocznie? — rzekł M’Turk bez entuzjazmu — To mało!
— I koszta podróży! Wszystko już załatwione. Rektor mi powiedział, że mnie oddawna już do tego przygotowywał, a ja nic a nic nie wiedziałem — nic a nic! I nie zaczyna się wcale od pisania od siebie, rozumiecie? Naprzód adjustuje się telegramy i wycina się z gazet nożyczkami różne kawałki.
— Fuj, nożyczki! — wykrzyknął Stalky — Wyobrażam sobie, jakich sztuk będziesz dokazywał. Ale w każdym razie i dla ciebie już jest to ostatni kurs. Siedem lat, moi kochani słuchacze — i nawet prefektami nie zostaliśmy.
— Mimo wszystko, nie były to lata najgorsze — mówił M’Turk — Będzie mi przykro rozstać się z naszem starem liceum. Wam nie?
Spojrzeli na morze, pieniące się u płaskich brzegów w jasnem świetle pogodnego, zimowego dnia.