Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie z tego nawet sprawy, odrazu nieprzyjemnie szarpnęło każdym młodym nerwem. Zaznaczył, że oni chyba wiedzą — hę? — poco do nich przyjechał. Nie często miał sposobność przemawiać do chłopców, jednakże, mimo iż niektórzy uważają chłopców raczej za pocieszne, nie zasługujące na uwagę istoty, on przypuszcza, że są tacy sami, jakimi byli w czasach jego młodości.
— Ten człowiek — rzekł M’Turk z przekonaniem — jest gadareńska świnia!
Tu jednak należy zaznaczyć, że przecie oni nie będą zawsze chłopcami. Wyrosną na ludzi, albowiem dzisiejsi chłopcy to ludzie jutra, a od ludzi jutra zależy dobra sława ich wielkiej ojczyzny.
— Jeśli to pójdzie tak dalej, moi kochani słuchacze, to mym przykrym obowiązkiem będzie poskromić tego szewczynę.
Stalky wciągnął nosem powietrze.
— Niepodobieństwo! — zwrócił mu uwagę M’Turk — On pokazuje swego Romea bezpłatnie.
To też powinniby pomyśleć czasem o obowiązkach i zadaniach otwierającego się przed nimi życia, które nie jest bynajmniej grą w tennis…
Tu wyliczył kilka gier, i aby już upadek swój uczynić zupełnym, wymienił też „bile“. — Tak jest! — powtórzył — Życie nie jest jedną grą w „bile!“