Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ani mi się śni, jeśli tego mogę uniknąć. Dlatego dajcie już temu korpusowi spokój.
— Postanowiliśmy to już sto lat temu! — rzekł Beetle z pogardą — King będzie wam zawracał głowę, nie my!
— To zacznij zawracać głowę Kingowi, natchniony wieszczu! Zrób jaki fajnowaty, klawy refren, każemy go śpiewać mikrusom.
— Słuchaj, chorobo jedna, patrz swoich ochotników, nie ruszaj mi tu stołem, jak piszę!
— A zresztą on i tak nie będzie miał o czem gadać! — skończył Stalky znacząco.
Co chciał przez to powiedzieć, zrozumieli dopiero w parę dni później, kiedy im przyszło na myśl pójść przyglądać się ćwiczeniom plutonu. Drzwi do sali gimnastycznej zastali zamknięte na klucz, zaś przed drzwiami stał mikrus na warcie.
— Co za bezczelność! — zawołał M’Turk, pochylając się.
— Nie wolno zaglądać przez dziurkę od klucza.
— Czyżby? Wake, bydlaku głupi, czy to nie dzięki mnie jesteś ochotnikiem?
— To nic nie znaczy. Ja mam rozkaz nie pozwalać nikomu zaglądać przez dziurkę od klucza.
— A jeśli my będziemy zaglądali, to co? — zapytał M’Turk — Wyobraź sobie naprzyład, że ci tu zaraz kości poprzetrącamy.