Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rektor nic jeszcze o tem nie mówił, ale z pewnością jakieś przywileje dostaną.
— Z całą pewnością!
— A jednak, mój drogi Beetle — King na pięcie odwrócił się do niego — możliwe jest, że gospodarze domów — niezbędny, choć poniekąd lekceważony czynnik w skromnym mechanizmie naszej egzystencji — będą również coś mieli do powiedzenia w tej materji. Życie, zwłaszcza życie młodzieży, to nie sama tylko broń i amunicja. Czasami zajmujemy się także przypadkowo nauką.
— Jak to bydlę jest wiecznie niezmienne! — mruknął M’ Turk, kiedy King nie mógł ich już słyszeć — Zawsze wiadomo, na co się da złapać. Widziałeś, jak go dźgnęło, kiedyśmy mówili o rektorze i specjalnych przywilejach.
— Niech się da wypchać. Mógłby się był zdobyć na przyzwoitość popierania korpusu. Wtedy ja mógłbym napisać balladę, wykpiwającą tę całą historję; a tak muszę udawać zwarjowanego entuzjastę. Mimo wszystko możemy jednak w pracowni wpychać Stalky’emu szpile, gdzie się tylko da.
— Naturalnie. Ale w liceum musimy udawać, że jesteśmy za korpusem kadetów. Nie mógłbyś napisać jakiego morowego epigramu à la Catullus na to, że King jest korpusowi przeciwny?
Beetle zajęty był właśnie tem szlachetnem zadaniem, gdy wrócił Stalky, rozgrzany mustrą.