Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bates-Sahib! — artylerzysta zarzucił rektorowi na szyję swe ciężkie ramię — W tem kryje się jakiś podstęp. Proszę się przyznać. Już ja się znam na tem mruganiu.
— Czyż nie rozumiesz, fujaro? — przerwał mu oficer łodzi podwodnych — Crandall idzie do sypialni jako okaz lekcji siły moralnej itd. Nie prawda, Bates-Sahib?
— Tak jest. Ty zawsze zadużo wiesz, Purvis. Pamiętasz, że za to dostałeś w skórę w 79 tym roku?
— Tak jest, rektorze, i jestem głęboko przekonany, że pan wówczas posmarował trzcinę kredą.
— Nie, tylko że ja mam bardzo pewną rękę — to cię zmyliło.
To otworzyło upusty nowych wspomnień i goście zaczęli sobie opowiadać różne historje z czasów swego pobytu w liceum.
Kiedy Crandall młodszy — to znaczy R. Crandall, porucznik zwykłego pułku hinduskiego, przyjechał z Exeteru rano przed matchem, powitały go okrzyki wzdłuż całego frontu liceum, bo prefekci opowiedzieli chłopcom, co im rektor w pracowni Flinta przeczytał, zaś Beetle, dowiedziawszy się, iż, Crandall skorzysta z prawa byłego ucznia i zażąda dla siebie na jedną noc łóżka w ich domu, wpadł do najbliższych drzwi w domu Kinga i, wykonawszy publicznie w największej sali wykładowej taniec zwycięski, zniknął w gradzie kałamarzów.