Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Masz! Właśnie kiedyśmy zaczęli! — mruknął M’Turk — Clewer’owi z pewnością nie daliby pardonu.
— Przyznaj się do wszystkiego — przepraszaj — natychmiast! — rozkazał Stalky.
Z podłogi przyszło bezwarunkowe poddanie się, jeszcze bardziej uniżone, niż poddanie się Campbella. Sefton nigdy nikogo już nie tknie. Przez całe życie nie będzie nikogo zaczepiał.
— Chyba możemy się już na poddanie zgodzić! — rzekł Stalky — Niech będzie, Sefton. Masz już dość? Bardzo dobrze. Kusz, Beetle! Ale, zanim cię z Campbellem wypuścimy, bądź tak uprzejmy i zaśpiewaj nam à la Clewer „Kitty of Coleraine.“
— To niesprawiedliwie! — odezwał się Campbell — Myśmy się poddali.
— Pewnie, że tak i właśnie dlatego będziecie robili teraz wszystko, co wam każemy, tak samo jak Clewer. Gdybyście się nie poddali, wzięlibyśmy was na tortury. A ponieważ poddaliście się — uważasz, Seffy? — musicie śpiewać hymny pochwalne na cześć zwycięzców. Prędzej!
Rozsiedli się wygodnie w fotelach. Campbell i Sefton spojrzeli po sobie i, bynajmniej swym widokiem wzajemnie nie pocieszeni, zaczęli śpiewać „Kitty of Coleraine.“
— Bardzo kiepsko! — zganił Stalky, kiedy ten nędzny skowyt ustał — Gdybyście się nie poddali,