Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, tak, niemało zmian zaszło w naszej sali nauczycielskiej.
— Och! — roześmiał się Beetle — Przychodzili tu, a potem odchodzili, żeby się ożenić! I chwała Bogu.
— Czyżby nasz kochany Beetle nie był zwolennikiem małżeństwa?
— Nie, Padre; proszę sobie nie żartować ze mnie! Spotykałem podczas świąt chłopców, którzy mieli żonatych gospodarzy domów. To poprostu okropne! Niemowlęta, ząbkowanie, wietrzna ospa — wszystko jest w liceum. Żony nauczycieli urządzają herbatki — herbatki, Padre! — i zapraszają chłopców na śniadania.
— Toby jeszcze nie było tak straszne! — wtrącił Stalky — Ale żonaci nauczyciele nie zajmują się swemi domami, lecz wszystko zwalają na prefektów. Jeden kolega opowiadał mi, że w jego szkole dom oddzielony był od domu gospodarza wielkiemi drzwiami, obitemi materacem i korytarzem prawie na milę długim. Rozumie się, że chłopcy mogli robić, co się im podobało.
— Proszę, szatan potępiający grzech!
— Och, zabawić można się tam było przepysznie, ale ksiądz wie, co ja myślę. Po pewnym czasie zaczyna się robić coraz gorzej i gorzej, a potem nagle robi się awantura, skandal w gazetach i cała masa chłopców na łeb wylatuje z liceum.