Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Padre-Sahib, on już był pod wrażeniem, i teraz ja znów mam wrażenie, że mógłbym na to jego wrażenie jakoś wpłynąć. Ale z drugiej strony — czy ja istotnie mogłem być zupełnie pewny, że w jego domu lichwy niema? Pomyślałem sobie, że prefekci muszą o tem wiedzieć znacznie więcej niż ja. No, i powinniby. Oni stanowią przecie to błogosławione „paladjum“ szkół publicznych!
— To też zrobili wszystko, co było w ich siłach — odezwał się M’Turk — Doprawdy, Padre, niepodobna znaleźć dwu tak sumiennych, uczciwych, szczerych i serdecznych chłopców, jak oni. Cały dom przewrócili do góry nogami — Harrison i Craye — wszystko dla najlepszych w świecie motywów.
— Mówili tak:

Mniejsza z tem, czy kto słucha,
My wrzeszczmy mu do ucha!

scharakteryzował ich Stalky.
— Wiecie co? Gdyby szło o moje osobiste wrażenie, to powiedziałbym, że wszyscy trzej zasługujecie na stryczek! — rzekł Rev. John.
— Jakto? My przecie nie zrobiliśmy nic a nic złego! — odpowiedział M’Turk — To wszystko zrobił Mr. Prout. Czy ksiądz czytał kiedy książkę o japońskich atletach? Mój wuj — oficer marynarki — dał mi ją...
— Tylko bez wykrętów, M’Turkey!