Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

My za to żadnej odpowiedzialności nie ponosimy. Jesteśmy zwykłymi uczniami!
— I wy się dziwicie, że my nie chcemy utrzymywać żadnych stosunków z domem! — odezwał się z godnością M’Turk — Żyliśmy sobie cicho w swej pracowni, dopóki nas z niej nie wyrzucono, a teraz — a teraz nagle jesteśmy wmieszani w takie kawały. To po prostu skandal!
— A wy napadacie nas na schodach i robicie nam awantury w sprawach, — mówił Stalky — które w zupełności do was należą. Wiecie chyba, że my prefektami nie jesteśmy.
— I jeszcze groziliście nam laniem! — wtrącił Beetle, łżąc swobodnie na widok zmieszania przeciwników.
— Lecz jeżeli sobie wyobrażacie, że w ten sposób dojdziecie z nami do ładu, to się grubo mylicie. Basta! Dobranoc!
Podskoczyli na górę, z urażoną godnością w każdym calu swych grzbietów.
— Ale — ale — cośmy im, do choroby ciężkiej, zrobili? — spytał osłupiały Harrison Craye’a.
— Nie mam pojęcia. Ale to się zawsze tak kończy, gdy ich kto zaczepia. To morowcy!
A Mr. Prout znowu zawezwał do swej pracowni poczciwych chłopaków i zdołał po wielu usiłowaniach pogrążyć ich niewinne dusze a zarazem i swoją w odmętach dziesięć razy większego zamieszania. Mówił