Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzo gorliwi w pełnieniu swych obowiązków. Pienili się z gniewu.
— Słuchaj, Beetle, coś ty znowu nagadał Kopyciarzowi? Piłował nas przez cały wieczór!
— I z jakiegoż to powodu raczyła was inkomodować Jego Wysokość? — spytał M’Turk.
— Z powodu pożyczania Stalky’emu pieniędzy przez Beetle’a — zaczął Harrison — a potem Beetle przyszedł i nafagasował mu, że tu masę pożycza na lichwę.
— Co to, to grubo się mylisz! — rzekł Beetle, siadając na koszu, do którego wrzucano trzewiki — Ja powiedziałem zupełnie co innego i powiedziałem tylko prawdę. Pytał mi się, czy w jego domu dużo pożycza się na lichwę; odpowiedziałem, że nie wiem.
— On myśli, że wy jesteście bandą parszywych Shylocków — wtrącił M’Turk — Całe szczęście jeszcze, że was nie uważa za włamywaczy. Jak ten sumienny, poczciwy człowiek raz sobie co wbije do głowy, niełatwo mu wytłumaczyć.
— Och, on jest ożywiony jak najlepszemi zamiarami! Robi wszystko dla naszego dobra! — mówił Stalky, wyginając się wdzięcznie dokoła poręczy schodów — Pod pewnym względem rura, a w lewym bucie ma zawsze pełno tkliwych wyznań, co się jednak tyczy honoru domu — klasa!