Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zastanowienia. Oni odpisywali z całą świadomością i ja muszę pomyśleć o swym obowiązku.
— Gotów zażądać od chłopców słowa honoru! Co za głupiec ze mnie! — Rev. John rozglądał się dokoła z żałosną miną. — Nigdy więcej nie zapomnę, że nauczyciel nie jest człowiekiem. Zapamiętajcie sobie moje słowa — zwrócił się do nauczycieli. — Będą z tego grube nieprzyjemności.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Ale nad żółtym Tybrem
Panował zgiełk i zamieszanie.

Z jasnego nieba (wciąż jeszcze triumfowali z powodu kociej wojny) spadł na nich naraz Prout, wypalił im kazanie o potworności odbijania i kazał im od poniedziałku przenieść się do wspólnej sali. Klęli wszyscy razem i każdy zosobna przez cały cichy czas sabbatu, albowiem ich grzech był mniej lub więcej grzechem każdej pracowni.
— I cóż nam przyjdzie z tego wymyślania? — rzekł wreszcie Stalky — Jesteśmy mimo wszystko w kupie. Trzeba będzie wrócić i pogodzić się z domem. Szafa we wspólnej sali, podczas nauki miejsce w sali Nr. 12.
Z żalem wodził wzrokiem po ścianach wygodnego pokoju, który M’Turk, szef wydziału artystycznego, ozdobił buazerjami, ornamentami i firankami z kretonu.