Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nasze ozdoby przytuliska nocnego. Jesteście wyżsi ponad palant, nieprawdaż?
Grający w ubraniach tennisowych roześmiali się drwiąco.
— Sądząc po tem, co dziś popołudniu widziałem, zdaje mi się, że nie wy jedni jesteście tego zdania w swym domu. A czy wolno mi zapytać, co jaśnie wielmożni panowie raczą z sobą począć aż do herbaty?
— Pójdziemy się kąpać, prosz pampsora — odpowiedział Stalky.
— I skądże to nagłe umiłowanie czystości? Nie dostrzegam w was nic, coby o niem szczególniej świadczyło. Przeciwnie, o ile sobie przypominam — mogę się wprawdzie mylić — ale niedawno temu jeszcze...
— Przed pięciu laty! — wtrącił Beetle z oburzeniem.
King zmarszczył brwi:
— Jeden z was miał nawet przydomek śmierdziela wodnego. Tak jest, śmierdziela wodnego. Bał się wody. A teraz, mówicie, pragniecie się umyć? Bardzo słusznie. Czystość nigdy nie szkodzi ani młodzikom w waszym wieku... ani ich domowi. A teraz do rzeczy.
To mówiąc, wziął listę nazwisk.
— W jaki sposób mogłeś naraz zgłupieć do tego stopnia, żeby mu odpowiadać! — wyrzucił ze złością M’Turk, kiedy szli ku łazienkom na wybrzeżu.