Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz gdy łowy zakończysz i puharek wysączysz,
a obuwie ci spadnie już z nóg,
pośród nędzy, frasunku nie poskąpi ratunku
ani dąb ani jesion ni głóg!

Wiąz nie lubi człowieka, więc się czai i czeka,
i choć wichry przycichną szalone,
on ku ziemi się nagnie, w łeb gałęzią cię smagnie,
zamiast dawać ci schron i osłonę!
Lecz czyś smutny, czy rzeźwy, czy od piwa nietrzeźwy,
skoroś zasnął, zwinąwszy się w kłąb,
śpij spokojnie i błogo i nie przejmuj się trwogą,
gdy cię strzeże głóg, jesion i dąb!

O, zachowaj nasz sekret!... A i księdzu nic nie mów!
Onby grzechem te czary mógł przezwać,
bośmy noc tę spędziły w głębi leśnych eremów,
nowe lato chcąc zakląć, zawezwać!
Oto wieść tę radosną dla zasiewów i bydła
uroczyście zanosim w wasz próg:
że z południa już słońce przyleciało na skrzydłach,
wiodąc jesion, dębinę i głóg!

A więc, zacni waszmoście, głośną chwalbę podnoście!
Dniu śródletni! w rozbrzasku się kąp!
Do ostatnich dni świata niech się z Anglją pobrata
drzew tych trójca: głóg, jesion i dąb!