Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— He, widzi mi się, paniczu, że już zima — zawołał. — Będziemy mieli ciężkie czasy, póki kukułki nie zaczną swego kiermaszu! Juści, wszyscy się ucieszymy, kiej stare babsko znów wypuści kukułkę z klatki, by znów ogłosić w całej Anglji przyzwoitą wiosnę!
Posłyszeli jakiś trzask, potem dudniące kroki, a wreszcie głośny chlupot wody, jak gdyby jakaś duża krowa przechodziła tuż nieopodal przez potok.
Hobden z gniewem podbiegł do brodu.
— O, to znowu ten hultaj, byk Gleasona, bawi się w Robina i płata figle po całym folwarku! Niechno panicz popatrzy, jaki on bezczelny! Znów mi tu racicami cały dół wykopał! Włazi wszędy, gdzie go nie posieją! Doprawdy, możnaby pomyśleć, że to człowiek... albo... ktosik inny...
Z drugiego brzegu strumienia zahuczał czyjś głos:

I nie wiem, kto kubrak przewróci oględnie,

gdy Puk go w manowce powiedzie,

i nie wiem, gdzie światła zabłysną nam błędne...

Dzieci odeszły, śpiewając na całe gardło: „Żegnajcie nagrody i baśnie“ i tak były zajęte tym śpiewem, iż zapomniały, że nawet nie powiedziały dobranoc Pukowi.