Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzili z sobą wojny, a oni przynosili wieści o tych wojnach. Mój książę bawił się pod stołem i słuchał, jak ci skromnie ubrani ludzie umawiali się pomiędzy sobą, jak, kiedy i jak długo będzie jeden król wojował z drugim, albo jak długo będą z sobą walczyły dwa narody... Czemu nie?! Wojna nie może się obejść bez złota, a my Żydzi wiemy dobrze, jakiemi drogami krąży po ziemi złoto, zależnie od pory roku, od pogody i urodzaju, kołując, wijąc się, podnosząc się i opadając, jak rzeka... przedziwna rzeka podziemna. Skądże ci królowie... zaślepieńcy... mogą o tem wiedzieć? Oni tylko umieją bić się z sobą, kraść i zabijać!
Dzieci podbiegały truchcikiem, chcąc dorównać długim krokom starego Hebrajczyka, a ich twarzyczki i szeroko otwarte oczy świadczyły wyraźnie, że wszystkie szczegóły opowiadania są dla nich nowością. W pewnej chwili Kadmiel odgarnął fałdy szaty koło ramion i naraz spod nich, skróś futerka, przelotnie błysnęła czworokątna płytka złota, nabijana suto drogiemi kamieniami — zamigotała niewyraźnie i przygasła jak gwiazda wśród śnieżystej zamieci.
— Mniejsza o to! — rzekł Kadmiel. — Ale wierzcie mi, że mój książę widział, jak nie raz, ale wiele razy, przy świetle wielkiego świecznika w domu mego ojca, decydowano o wojnie i pokoju zapomocą pieniążka rzucanego przez Żyda z Bury i Żydówkę z Aleksandrji. Takie to znaczenie mieliśmy my, Żydzi, między gojami. Ach, ty mój mały książątko! Czy wam dziwno, że on