Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co znaczy być pięknym! Pan Henryk Dawe... przepraszam, Hal... powiada, że jestem wybornym modelem na maszkarę do rynny!
Nieznajomy uśmiechnął się i grzecznie uchylił aksamitnej czapeczki. Dzieci obaczyły, iż miał szpakowate włosy, zwichrzone w bujną czuprynę ponad czołem. Nie był młody... liczył sobie conajmniej czterdziestkę... ale oczy miał dziwnie młodzieńcze, choć otoczone wieńcem drobnych, zabawnych zmarszczek. U szerokiego pasa wisiała mu sakiewka z wyszywanej skóry, wyglądająca nader interesująco.
— Czy wolno się przypatrzeć rysunkowi? — zapytała Una, wysuwając się naprzód.
— Ma się rozumieć! Ma się rozumieć! — odrzekł Hal, robiąc im miejsce na oknie, poczem znów wziął w rękę srebrny sztyfcik i zabrał się do roboty. Puk siedział nieruchomo, a szeroki, jakby zamarły na ustach uśmiech nie zszedł z nich ani na chwilę przez cały czas, gdy zręczne i niemylne palce rysownika odtwarzały rysy Pukowej twarzy. Dzieci śledziły uważnie każdy ruch artysty. Naraz Hal wydobył z sakiewki trzcinowe pióro i zatemperował je małym nożykiem z kości słoniowej, wyrzeźbionym w kształcie ryby.
— O, jakież to piękne! — zawołał Dan.
— Na bok palce! Ten nożyk jest straszliwie ostry! zrobiłem go sam z najlepszej holenderskiej stali. Także i tę rybę jam wyrzeźbił. Gdy jej płetwę grzbietową przesunąć w stronę ogona... o w ten sposób... ryba połyka ostrze, jak