Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— „Nie trwóżcie się!“ rzekł ów młodzian. „Długie jest ramię Rzymu! Ale gdzież są naczelnicy tego Wału?“
— „My nimi jesteśmy“ brzmiała nasza odpowiedź.
— „Ależ wy jesteście starzy i siwowłosi“ zawołał nieznajomy. „Maximus powiadał, że oni są jeszcze młokosami!“
— „Tak, było to prawdą parę lat temu“ odparł Pertinax. „Nie mógłbyś nam powiedzieć, jaki nas los czeka, wytworny i dobrze wykarmiony dzieciaku?“
— „Jestem Ambrozjusz, zaufany sługa cesarza“ odpowiedział. „Pokażcie mi pewien list, pisany przez Maximusa w namiocie pod Akwileją, a może wam uwierzę.“
— Wyjąłem list z zanadrza. Ambrozjusz przeczytał go, pozdrowił nas po wojskowemu i rzekł: „Los wasz od was zależy. Jeżeli zechcecie służyć Teodozjuszowi, otrzymacie odeń dowództwo legjonu. Jeżeli zaś wolicie wrócić do domu, urządzimy wam triumf okazały.“
— „Wolałbym łaźnię, wino, brzytwę, mydło, oliwę i wonności“ zaśmiał się Pertinax.
— „O, teraz widzę, że jesteś młodzikiem“ zawołał Ambrozjusz. „A ty?“ zwrócił się do mnie.
— „Nie żywimy złych zamiarów względem Teodozjusza, ale na wojnie...“ zacząłem.
— „Na wojnie tak jak w miłości“ przerwał Pertinax. „Wszystko, co się ma najlepszego, oddaje się tylko jednej wybranej... mniejsza z tem, czy