Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to zła czy dobra osoba. Gdy już się raz to dało, nie pozostaje nic takiego, coby było godnem ofiarowania lub przyjęcia.“
— „To prawda“ odrzekł Ambrozjusz. „Byłem u Maximusa przed jego śmiercią. Uprzedzał Teodozjusza, że nie zechcecie mu służyć... a powiem wam szczerze, że współczuję mojemu cesarzowi.“
— „Niech się tem pocieszy, że ma Rzym“, odparł Pertinax. „Proszę cię, bądź łaskaw nam pozwolić, byśmy wrócili do domu i pozbyli się tego zapachu, który nas tu otacza.“
— Nie przeszkodziło to jednak, że urządzono nam triumf...
— A był to triumf dobrze zasłużony! — ozwał się Puk, rzucając kilka listków w głąb marglowego dołu. Czarne, kleiste koła rozpełzły się na cichej wodzie przed oczyma dzieci.
— Ach, chcielibyśmy dowiedzieć się tylu jeszcze rzeczy! — zawołał Dan. — Co stało się ze starym Allem? Czy Skrzydlate Kołpaki jeszcze kiedy zawitały w te strony? A co porabiał Amal?
— I co się stało z tym grubym starym wodzem, co miał pięciu kucharzy? — zapytała Una. — A co powiedziała matka, gdy przyszedłeś do domu?...
— Powiedziałaby pewnikiem, że za długo siedzicie nad tym starym dołem... i to jeszcze tak późno — ozwał się za nimi głos starego Hobdena, a potem jego szept:
— Psst!