Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nic pozatem przypomnieć, choć gardło mi ochrypło od dawania rozkazów, a miecz, jak miarkowałem, pracował uporczywie.
— Skrzydlate Kołpaki walczyły jak wilki — gromadą. A gdzie ponosili największe straty, tam właśnie nacierali najzażarciej. Ta właśnie okoliczność, choć utrudniała nam obronę, nie pozwoliła im na wtargnięcie do Brytanji.
— W owych to dniach wypisywałem wraz z Pertinaksem na bruku przed cegielnym łukiem wiodącym do Walencji nazwę każdej ze zwalonych wież oraz datę jej runięcia; pragnęliśmy mieć jakąś pamiątkę...
— A walka? Najzawzięciej walczono zazwyczaj po obu stronach posągu bogini Romy, tuż obok domu Rutiljanusa. Na światłość słoneczną! ten stary grubas, któregośmy wogóle nie brali pod uwagę, nagle ocknął się i odmłodniał wśród grania surm bojowych! Przypominam sobie, iż twierdził, jakoby miecz jego był wyrocznią! „Poradźmy się wyroczni!“ mawiał, przykładając jego rękojeść do ucha, i kiwał poważnie głową. „Dziś jeszcze pozwolono żyć Rutiljanowi!“ powiadał i podkasując płaszcz, sapiąc i dysząc, stawał mężnie do walki. Tak, tak! Mieliśmy spory zapas żartów i figlików... które nam miały zastępować topniejące z każdym dniem zapasy żywności...
— Tak wytrzymaliśmy dwa miesiące i dni siedemnaście. Nacierano na nas coraz ciaśniejszym pierścieniem... coraz mniej miejsca nam pozo-