Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

długi czas nie ufali snadź swym kaczym nogom, bo nie pojawiali się od strony lądu. Przypuszczam, że gdy doszło do próbowania tej drogi, Drobny Lud bał się albo wstydził pokazywać im tajne przejścia wśród wrzosowisk. Tak przynajmniej wymiarkowałem z zeznań jednego z jeńców piktyjskich. Mieliśmy wśród nich zarówno szpiegów jak i wrogów, bo Skrzydlate Kołpaki uciskali ich, ograbiając ich doszczętnie z zimowych zapasów. Głupie, małe plemię!
— Potem Skrzydlate Kołpaki zaczęły nas naciskać z obu stron Wału. Wysłałem gońców na południe, by dowiedzieć się, co słychać w Brytanji, ale po opustoszałych stanicach, gdzie dawniej przebywało wojsko, rozpanoszyły się w ową zimę wilki, to też nie powrócił do nas żaden z wysłańców. Pozatem mieliśmy wiele kłopotu z paszą dla koni. Trzymałem ich dziesięć, tyleż miał i Pertinax. Dnie i noce spędzaliśmy w siodle, jeżdżąc to na wschód, to na zachód, a żywiliśmy się mięsem wybrakowanych koni. Ludność miejska też nam przyczyniała niemało zgryzoty, więc spędziliśmy ją całą do jednej kwatery za Hunno. Wznieśliśmy mur po obu jej stronach, tworząc coś w rodzaju fortecy. Nasi ludzie lepiej walczyli w zwartym szyku.
— Pod koniec drugiego miesiąca pogrążyliśmy się w wojnie tak głęboko, jak człowiek pogrąża się w sen lub w zaspę śniegową. Zdaje mi się, żeśmy walczyli i we śnie. Wiem tylko, żem chodził tam i spowrotem po Wale, nie mogąc sobie