Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

potrzebujecie mi zastawiać miseczki z jadłem... ale jeżeli mi kiedy przyjdzie oskoma, bądźcie pewni, że sam was poproszę o jaki kąsek.
Wyciągnął się jak długi na wyschniętej trawie. Dzieci położyły się obok niego i poczęły niefrasobliwie wymachiwać w powietrzu bosemi nóżkami. Były zapanbrat z nowym znajomym, bo wiedziały, że z jego strony równie nic im nie grozi, jak ze strony starego sadownika Hobdena, z którym szczególnie przyjaźniły się już oddawna. Puk nie zamęczał ich mądremi pytaniami, nie wyśmiewał się z oślej głowy, ale leżał sobie spokojnie i z jakiemś rozrzewnieniem uśmiechał się sam do siebie.
— Czy macie jaki nóż przy sobie? — zapytał wkońcu.
Dan podał mu duży nóż o jednem ostrzu (jakim w domu nie pozwalano mu się bawić), a Puk jął wykrawać kawałek darni ze środka Zaklętego Koła.
— Co to za... czary? — zapytała Una, widząc, że Puk wyważył z ziemi czworogranną bryłę brunatnej gliny, przypominającą wyglądem kawał szwajcarskiego sera.
— To jedna z mych sztuczek czarnoksięskich — odpowiedział Puk, wykrawując drugą bryłę ziemi. — Widzicie, moi drodzy, ja nie mogę udzielać wam pozwolenia na wstęp w głąb gór, bo Ludkowie Górscy już je opuścili; ale jeżeli zechcecie przyjąć ode mnie intromisję, to może będę mógł pokazać wam coś takiego, co nieczęsto można