Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znalazłem tam, gdzie ich pozostawiłem; pomimo kurzu i skwaru nie ruszyli się nawet na krok z miejsca. Zaczęliśmy kroczyć naprzód, ale ów straszliwy uśmiech ciągnął, niby wschodni wiatr, wślad za mną. Nie zatrzymaliśmy się aż do zachodu słońca... a wtedy urządziliśmy postój... o tam!“ To mówiąc, odwrócił się w stronę Pukowej Górki i wskazał na zarosły jeżynami grzbiet Kuźniczej Grapy, poza chatą starego Hobdena.
— Co? tam? Przecież tam jest tylko stara kuźnia... gdzie kiedyś kuto żelazo! — zawołał Dan.
— I dobre to było żelazo! — rzekł Parnezjusz spokojnie. — Tu dałem do naprawy trzy płaty naramienne oraz kazałem znitować grot włóczni. Kuźnię dzierżawił od rządu jednooki kowal z Kartaginy, którego (jak sobie przypominam) nazywaliśmy Cyklopem. Kupiłem odeń błam skór bobrowych, które podarowałem potem siostrze, by sobie niemi wysłała podłogę w swej świetlicy.
— Ależ to chyba nie mogło być tutaj! — upierał się Dan.
— Właśnie, że było! Od ołtarza Zwycięstwa w Anderidzie aż do pierwszej kuźni w tym lesie jest dwanaście mil i siedemset kroków. Wszystko to zawiera się w mej marszrucie. Nie tak to łatwo zapomnieć pierwszą wyprawę wojenną. Mógłbym wyliczyć wam wszystkie miejsca postoju między tą miejscowością i...
Pochylił się naprzód, a oczy jego zatrzymały się na zachodzącem słońcu, które zniżyło się już do