Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Procą? — zawołał centurjon. — Znam się i ja coś niecoś na tej broni. Pokaż mi, jak to wygląda?
Przeskoczył przez lichy płotek, pobrzękując włócznią, zbroją i puklerzem, poczem lekko a zwinnie, niby cień, wspiął się na wysokość Volaterrae.
— Aha! Widełki z patyka, a na tem pętla! Widywałem takie rzeczy! — zawołał z radością i szarpnął gumkę. — Ale... ale jak się nazywa to przedziwne zwierzę, które ma tak rozciągliwą skórę?
— To jest lapstyczne... chciałam powiedzieć... elastyczne. Kładzie się kulkę do tej pętliczki, a potem trzeba mocno pociągnąć.
Centurjon nałożył kulę, szarpnął gumkę z całej siły — i skaleczył się w palec boleśnie.
— Niech każdy walczy własnym orężem! — rzekł, oddając procę w ręce Uny. — Co do mnie, łatwiej mi się obchodzić z dużą maszyną, mała dzieweczko... Bądź co bądź, ładna to zabaweczka, choć wilk nicby sobie z niej nie robił. Czy ty się nie boisz wilków?
— Ależ tu ich niema wcale — odpowiedziała Una.
— Nie wierz temu! Wilki są w tem podobne do Skrzydlatych Kołpaków, iż pojawiają się wówczas, gdy ich się nikt nie spodziewa. Czyż u was nie urządzają polowań na wilki?
— My nie polujemy — odrzekła Una, przypomniawszy sobie zdanie, posłyszane kiedyś od