Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dzieci otworzyły usta w zdumieniu. Tymczasem mały cudak — który ledwie że sięgał do ramienia Danowi — najspokojniej w świecie wstąpił w sam środek Czarodziejskiego Kręgu.
— Wyszedłem już trochę z wprawy — odezwał się; — w każdym razie moją rolę należało grać w ten właśnie sposób.
Dzieci wciąż w osłupieniu mierzyły go wzrokiem — od ciemnobłękitnej czapeczki, przypominającej olbrzymią, wspaniale rozkwitniętą ostróżkę, aż po bose, kosmate nożęta. Nie mógł już dłużej wytrzymać i roześmiał się:
— Nie patrzcie na mnie tak srogo, moi mili. Jam tu nic nie winien. Czegóż innego mogliście się spodziewać?
— Nie spodziewaliśmy się tu nikogo, — odpowiedział Dan. — Przecież to nasze własne pole.
— Wasze? — spytał zdziwiony przybysz, siadając. — Jakaż więc siła ziemska kazała wam powtarzać aż trzy razy „Sen nocy świętojańskiej“ właśnie w wieczór sobótki, w samym środku Czarodziejskiego Kręgu...? i to nie gdzieindziej, ale u stóp... u stóp jednego z najstarszych wzgórków Starej Anglji, zostających pod moją władzą? Jak się zwie ta miejscowość? Pook’s Hill! A co znaczy Pook’s Hill? Pukowa Górka! A więc to moje wzgórze, Pukowa Górka! To takie jasne jak koniec mojego nosa!
To mówiąc, wskazał na ogołocone z drzew, paprociami porosłe zbocze Pukowej Górki, zaczynające się od przeciwległego brzegu młynówki