Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



NA STARE LATA W PEYENSEY’U

— Nie będę już wam opowiadał o djabłach ani o małpach — ciągnął dalej półgłosem pan Ryszard. — Tym razem opowiem wam o De Aquili, nad którego nigdy nie było mężniejszego, przemyślniejszego i dumniejszego rycerza. A miejcie w pamięci, że był on naonczas w wieku nader podeszłym.
— Kiedy? — zapytał Dan.
— Wtedy, gdyśmy wrócili z wyprawy, odbytej wespół z Wittą.
— A co zrobiliście ze złotem? — dopytywał się Dan.
— Miejcież, proszę, nieco cierpliwości. Nie odrazu płatnerz kolczugę wykonywa, ale ogniwo do ogniwa wiązać musi. Wszystko opowiem wam we właściwym czasie. Przewieźliśmy ono złoto — trzy wielkie ładunki — na końskich grzbietach do Pevensey’u, tam zasię złożyliśmy je w komorze na północ wystawionej, ponad wielką świetlicą zamku pevenseyskiego, gdzie De Aquila spędzał zimę. Tam on siedział na swem legowisku niby siwy sokół na gnieździe i przysłuchiwał się naszym opowieściom, zwracając głowę to w jedną stronę, to w drugą. Na schodach straż pełnił Jaśko, stary