Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiasta, podtrzymując go, ilekroć statek nazbyt się kołysał, i przywiązując sznury od jednej burty do drugiej, by Hugon mógł się na nich opierać, gdy przechadzał się po okręcie. Powiadał (a za nim przyświadczali jego kamraci), że gdyby nie Hugon, nigdyby mu się nie udało zdobyć złota. Pomnę, że Witta sporządził z onego złota małe, cienkie kółko, by nasz ptak mógł na niem się bujać.
— Przez trzy miesiące żeglowaliśmy i wiosłowali, przybijając do brzegu jeno wtedy, gdyśmy chcieli wziąć zapas owoców, albo gdy trzeba było czyścić okręt. Kiedyśmy obaczyli dzikich jeźdźców, pędzących cwałem pośród wydm piaszczystych i wywijających włóczniami, wiedzieliśmy, że znajdujemy się koło wybrzeży mauryjskich i że na północ od nas ciągnie się Hiszpanja. Zerwał się silny wiatr południowo-zachodni, który w ciągu dni dziesięciu przygnał nas do zrębu wysokich czerwonych skał; tam wśród kęp żółtego janowca posłyszeliśmy granie rogów myśliwskich i poznaliśmy, że kraj ten, to Anglja.
— „Teraz już sami sobie szukajcie swojego Pevensey’u“, rzecze Witta. „Ja nie lubię tych cieśnin morskich, zatłoczonych okrętami.“
To rzekłszy, zatknął wysoko na sztabie okrętowej wysuszony i zasolony łeb djabła, zabitego przez Hugona. Wszystkie łodzie zaczęły przed nami uciekać na ten widok. Wszelakoż my, pomni, iż wieziem złoto, większą przejęci byliśmy bojaźnią niż oni. Przemykaliśmy się przeto nocami wzdłuż