Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cego miasta, ale jeżeli kto utrzymuje, że to jest cycywilizacya, zmusza nas do zaprzeczenia. Pierwszym obowiązkiem ucywilizowanego człowieka jest usuwać pieniądze na drugi plan, bo są one tylko smarowidłem do maszyny, żeby funkcyonowała łatwo i swobodnie.
Portland za wiele ma zajęcia, żeby myśleć o kanałach i brukach, więc czteropiętrowe, murowane gmachy wychodzą na ulicę partacko zabrukowaną i mającą drewniane chodniki. Widziałem, jak zakładano fundamenty pod budowę. Nieczystości, nagromadzone od lat dwudziestu, wsiąkały w grunt, a wyrzucane na wierzch za każdem uderzeniem łopaty, przywodziły na myśl krainy Wschodu. Pomimo to dzienniki głoszą, że niema na świecie miasta, któreby się mogło równać z Portlandem w Oregonie, w Stanach Zjednoczonych, i walczą zębami i pazurami o przystanie, koleje i t. p. urządzenia. Przykro pomyśleć, że w tem znakomitem mieście zdarzają się wypadki takie, jak zastrzelenie na ulicy człowieka przez drugiego obywatela, znanego ogólnie. Oskarżony wnosił sam za sobą obronę, przytaczając jako powód morderstwa to, że zamordowany miał, czy też morderca myślał tylko, że miał pistolet przy sobie. I nie dość, że go zastrzelił, podrzucił mu swoją broń. Czytałem obronę i przejęła mnie ona obrzydzeniem. O ile mogłem zrozumieć, to gdyby przy zabitym znaleziono pistolet, morderca byłby został uwolniony. I nietylko samo morderstwo było tchórzowskie; jeszcze bardziej tchórzowskiem było tłómaczenie. Tu, w mieście, bydlę to przelękło się, sądząc, że do niego strzela, wyobraziło sobie, że tamten człowiek zro-