Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzie dziesięć głosów, otrzymuje nagrodę, rozporządzający tysiącem głosów, jest osobistością zasługującą na wyróżnienie i tak dalej, aż do najzręczniejszego, który całą tę masę potrafi opanować i zużytkować. Taki człowiek rządzi całem miastem, jak król. A chcecie wiedzieć, na czem polegają zyski? Wszystkie urzędy miejskie — z wyjątkiem niewielu, do których trzeba mieć specyalne, techniczne wykształcenie — są wybieralne na krótki termin i rozdawane według politycznych prądów. Cóż robić? Duże miasto potrzebuje dużo urzędników. Każdy urząd przynosi korzyści i wpływy dwa razy większe, niż płaca. Naprzykład komisarz kanalizacyi i wodociągów zostaje wybrany przez głosowanie. Nie zna się on i nie troszczy o sprawy kanalizacyi i wodociągów, ale ma tyle rozsądku, że biura kanalizacyi i wodociągów obsadza tymi panami, którzy popierali jego wybór. Komisarzowi policyi dopomogli „chłopcy“ z takiej a takiej szynkowni. Komisarz może czuwać nad moralnością miasta, ale nie pozwoli swoim podwładnym zmuszać do wczesnego zamykania tej szynkowni, ani zabraniać w niej szulerki. Niektóre urzędy są ograniczone czteroletnim terminem, ale głupiec chyba nie wyciągnąłby ze swej posady wszystkich korzyści przez czas krótkiego urzędowania.
Na tych szczęśliwych urządzeniach cierpi najwięcej naród, który je wymyślił. Przyjrzyjmy się wspaniałym rezultatom. San-Francisco jest rządzone przez wyborców, zostających pod wodzą osobnika, którego wzrok jest nieco naruszony i który potrzebuje przewodnika, chodząc po ulicach. Urzędownie nazywa się on „Boss Buckley“, a nieurzędownie „Ślepy