Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi dopiero, jak Chińczyk umie pracować. W Kantonie zrozumiałem, dlaczego nie przywiązuje on żadnej ceny do życia ludzkiego. Towar to jeszcze tańszy, niż w Indyach. Przedtem Chińczyk był już dla mnie nienawistny; jeszcze nienawistniejszy stał mi się w tych zatłoczonych ulicach, gdzie brakowało mi oddechu, gdzie chyba dżuma zdołałaby utorować wolne przejście. Nie było tam grubiaństwa ze strony ludzi, lecz sama zwartość tej masy była przerażająca. Zabójcze wyziewy podnosiły się zewsząd i odurzały nas. Hindus w porównaniu z Chińczykiem jest wcieleniem sanitarnych porządków, no! i wyznawcą Malthusa również.
— Bardzo tu brzydki zapach... Chodźmy dalej — odezwał się Ah-lum, przewodnik.
Był on bardzo uprzejmy. Pokazał nam sklep jubilera, gdzie ludzie wycinali z barwistych skrzydeł kraski maleńkie kwadraciki niebieskich i liliowych piórek i oprawiali je w złoto, tworząc całość podobną do najpiękniejszej emalii. Weszliśmy do sklepu. Ah-lun wprowadził nas do wnętrza głównemi drzwiami i zasunął rygle, a tłum cisnął się do okien i drzwi. Więcej myślałem o tej ciżbie, niż o klejnotach. W mieście było tak ciemno, a tych ludzi było takie mnóstwo i tak niepodobni byli do ludzi...
Postęp mongolskiej rasy pięknie wygląda w artykułach i opisach podróży. Ale przyjrzyjcie się jej w mrokach sklepu, gdzie bezimienne poczwary religii chińskiej wykrzywiają się do was z półek, gdzie miedziane smoki, przejmujące grozą, chwytają za nogi na każdym kroku, przysłuchajcie się tupotaniu nie-