Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szkła: czerwonawo-szare wysepki leżały pod oponami mgły, wiszącej jakie pięćdziesiąt stóp nad naszemi głowami. Kwadratowe flagi dżonek chwiały się w powietrzu i znikały, a zarysy wysepek przebijały niewyraźnie przez tuman piany, którym zasypywała je szklista powierzchnia morza, Parowiec jęczał, stękał i zgrzytał, przemokły i nieszczęśliwy, i ja jęczałem także, bo „Przewodnik“ opisywał port w Hong-Kongu jako najpiękniejszy w świecie, a tymczasem nie było widać nic z odległości kilkudziesięciu kroków. To przesuwanie się nakształt widma poprzez gęstą mgłę miało dziwny, tajemniczy urok, jeszcze dziwniejszy od chwili, gdy ruch wiatru odsłonił nam kontury budowli, stojących tuż nad brzegiem, a po za niemi ścianę góry. Wpłynęliśmy w tłum płaskonosych łodzi, kierowanych przez muskularnych wioślarzy, a profesor oznajmił, że teraz nadeszła chwila badania kwestyi chińskiej. Na pokładzie wieźliśmy nowego jenerała dla tej krainy i tłum świetnych, nowych, zgrabnych mundurów wystąpił na jego przyjęcie: a że przyglądanie się tej ceremonii pochłonęło mnie zupełnie, zapomniałem o „świńskich ogonach“[1]. Panowie! wy, którzy radzibyście nawet na mustrę przywdziewać płócienne kurtki, gdyby wam pozwolono, zaczekajcie trochę! Jeżeli przez cały miesiąc nie będą wasze oczy oglądały mundurowej kurtki, ani słyszały brzęku ostróg, zrozumiecie dopiero wtedy, jak bardzo cywilni ludzie pragną, ażebyście zawsze występowali w mundurach. Jenerał, naturalnie, był bardzo uprzejmym jenerałem. Niewiele wprawdzie wiedział on o indyj-

  1. Nazwa, dawana Chińczykom przez Anglików (P. tł.)