Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ków, są dla nas bez użytku, a ludzie na Sumatrze mówią, że wasi kulisowie nie chcą, czy nie umieją uprawiać tytoniu. Potrzeba nam chińskich kulisów w miarę, jak się kraj rozwija.
O Indye! ojczyzno moja! Na toż się zdało odziedziczyć odmienną i świetną cywilizacyę i starożytny przywilej pierwszeństwa! Na to, ażeby twoje dzieci pogardzane były przez obcych przybyszów, jako sprzęt nieużyteczny po za granicami swojej ogłodzonej krainy! Oto droga do pracy, do sytości, droga, na którą tłoczą się tysiącami żółci ludzie, żółte poczwary z warkoczami, a tymczasem w Bengalu podnoszą hałas z powodu popełnianych okrucieństw, dlatego, że jeden oddział wojska, pięćset dusz, wysłano o paręset mil, do Assanu...





VI.
O pięknie ubranych mieszkańcach Singapoore i ich rozrywkach. — Wykazuje dowodnie, jako jeden żyd z Chicago i jedno amerykańskie dziecię mogą zatruć najzdrowszą duszę.

Po przybyciu do nieznanej miejscowości należy przedewszystkiem odwiedzić mieszkańców. Tego obowiązku jednak nie wypełniłem, spędzając czas z Chińczykami do samego Sabbatu, w którym to dniu dowiedziałem się, że Singapoore zgromadza się w ogrodzie Botanicznym i słucha muzyki.
Wszyscy Anglicy, mieszkający na wyspie, byli tam zebrani. Ogród Botaniczny byłby bardzo przyje-