Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uważany za miesiąc najgorętszy w roku, ale jednak to, co się teraz dzieje, jest zupełnie nienormalne...
Ja coś odpowiedziałem omdlałym głosem.
— Tak, naturalnie. Zawsze to samo mówią wszędzie. Pozostaw mnie w samotności i pozwól mi się rozpłynąć...
To jest temperatura cieplarni, gdzie się hodują storczyki, przygniatająca, nieubłagana, rozparzona wilgoć, nie stygnąca w dzień, ani w nocy. Singapoore podobne jest do Kalkuty, ale jeszcze gorsze. Na przedmieściach budują szereg domów; w mieście najeżdżają na siebie i popychają się w tłumie. Są to niezawodnie oznaki handlowego rozwoju. Indye pozostały tak daleko, że niema co tu mówić o krajowcach. Wszystko to Chińczycy — jeżeli nie Francuzi, Holendrzy lub Niemcy. Tylko niewtajemniczeni mogą przypuszczać, że Anglicy są tu panami. Panują Chiny i ląd stały Europy, ale głównie Chiny. Przekonałem się, że jestem na granicy Państwa Niebieskiego od chwili, gdy przesiąkłem odorem chińskiego tytoniu, cienko pokrajanego, tłustego i połyskującego chwastu, przy którego dymie każdy inny wydaje się zapachem perfum Rinnula.
Opatrzność zawiodła mnie ponad wybrzeże, do miejsca noszącego miano Hotelu Raffles’a, gdzie jedzenie jest o tyle dobre, o ile niewygodne pokoje. Pozwólcie mi dać przestrogę podróżnym. Niech się żywią u Raffles’a, a mieszkają w hotelu Europejskim. Byłbym uczynił to samo, gdyby nie pojawienie się dwóch okazałych dam, gustownie ustrojonych w koszule, jak sądziłem, i siedzących z nogami opartemi na krześle. Okazało się, że były to holender-