Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zek z całego dnia i choćby tylko dla niego warto było znieść widok szpetnego, zatłoczonego hotelu.





XVIII.
O gorących źródłach w dalszym ciągu i o innych rzeczach.

— To jest coś nadzwyczajnego — mówił profesor, czerwony jak rak. — Siedzisz sobie w kąpieli i zwracasz się o gorącego lub zimnego źródła, według życzenia, a temperatura jest też fenomenalna. Jedźmy zobaczyć, zkąd to pochodzi, a potem wracajmy.
Jest o pięć mil głębiej, w górach, miejsce noszące nazwę Płonącej Góry. Pojechaliśmy tam, przedzierając się przez czarujące gęstwie bambusów, jodeł, trawą zarosłych polanek i znów jodeł, a rzeka szumiała w dole. Na końcu podróży odkryliśmy drugorzędne piekło, położone na rozdartem, krwawiącem zboczu góry. Woda cuchnąca zgniłemi jajami stała w jeziorkach z owrzodzonemi brzegami, a gęsty biały dym wydobywał się z podziemnego laboratoryum. Pomimo odoru i siarczanych osadów na czarnych skałach, byłem trochę zawiedziony, dopóki nie poczułem rozgrzanej ziemi — gorąca równającego się rozpalonej pokrywie kotła. Mówią, że to wygasły wulkan. Jeżeli nieobliczone siły, zamknięte w pochwie błotnistej