Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ni zaczęli śpiewać pieśni, których tempo stawało się coraz żywsze, w miarę, jak się zbliżał koniec nabożeństwa i dopalały się świece.
Poszliśmy obejrzeć inne części świątyni, ścigani odgłosem nabożnych śpiewów, które ucichły, gdyśmy się dostali do istnego raju, pełnego parawanowych cudów.
Paręset lat temu żył w Japonii malarz, zwany Kano. Jego to świątynia Chion-in przyzwała dla przyozdobienia swoich ścian. Ściany są z parawanów, parawany tworzą ściany, więc Kano miał pole nielada.
Pomagali mu uczniowie i naśladowcy, i pozostawił po sobie paręset parawanów, które są skończonemi obrazami. Jak wiadomo, wnętrze świątyni odznacza się prostotą. Kapłani mieszkają w małych izdebkach, z ciemnemi sufitami, na białych matach, a z tych izdebek można w każdej chwili zrobić jednę wielką komnatę. Takie samo urządzenie jest i w Chion-in, tylko, że celki są stosunkowo duże, ze wspaniałemi werendami i krużgankami. Jedwabne sznury i chwasty wykwintnej roboty służą do rozsuwania ścian, a drewniane ramy pokryte są lakką. Ale słabe moje słowa nie zdołają wyrazić, jaki tu spokój panuje i jaką potęgę wywoływania pożądanego efektu posiadał ten malarz. Wielki Kano namalował stadko bażantów, skupionych nad śniegiem pokrytych gałęziach sosny: albo cietrzewia, roztaczającego w zapale ogon dla olśnienia samicy; albo rozsypujące się złocienie, wyrzucone z wazonu; albo postacie spracowanych wieśniaków, powracających z targu; albo scenę myśliw-