Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

usłyszawszy ten dzwon w Kioto, nie zapomni się nigdy jego głosu.
Z dzwonnicy kamienne schody prowadzą na dół, do świątyni Chim-in, gdzie przyszedłem w samą porę, by zobaczyć procesyę święta wiśniowych kwiatów. Świątynia ma trzysta stóp długości, sto szerokości, a sześćdziesiąt wysokości. Jeden dach ją pokrywa, a z wyjątkiem dachówek, nie było w całym budynku nic, oprócz drzewa starego, twardego jak żelazo. Filary, podtrzymujące dach, miały trzy, cztery i pięć stóp średnicy, ani śladu malowania, tylko wyraźny i widoczny słój drzewa.
Poprzeczne belki z drzewa cedrowego i kamforowego i z olbrzymich sosen. Jeden prosty cieśla — nazywają go tylko cieślą — zrobił plan, a imię jego do dziś zachowują w pamięci. Połowa świątyni oddzielona jest dwie stopy wysoką balustradą, nad którą przewieszono starożytne makaty. Po za balustradą znajdowały się różne przedmioty, których nie potrafiłbym opisać. Pamiętam tylko, że stały tam rzędami stoliczki z lakki, u na każdym zwitek pism świętych; ołtarz wysoki, jak organy, był ze złota pomieszanego z kolorami, z kolorów pomieszanych z lakką, z lakki połączonej z inkrustacyą, u świece wielkości takiej, jakich się używa w kościołach angielskich podczas największych uroczystości, roztaczały łagodne, żółtawe światło. Bronzowe kadzielnice w kształcie smoków i dyabłów dymiły w cieniu jedwabnych chorągwi, po za któremi drewniana krata, delikatna, jak dese-