Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wstrętne, że inne dzieci nie chciały się z niem bawić. Stało więc samotne w kąciku i płakało, płakało, jakby mu serduszko miało pękać. Biedne, małe stworzenie!





XIV.
Opisuje, w jaki sposób dojechałem do miasta Osaka i jak się wdarłem do dyabelskiego fortu. — Połączenie cywilizacyi. — O panience japońskiej i o braku zasuwek u drzwi. — Na zakończenie Kioto.

— Po co? Bardzo mi tu dobrze, a na obiad będą kotlety z homara; deszcz pada i zmokniemy.
Jednakże, wbrew życzeniu, zawleczono mnie do dżinrikiszi, na deszcz, i odstawiono na stacyę kolei żelaznej. Nawet Japończycy nie są w stanie swoich dworców kolejowych uczynić miejscem przyjemnem, pomimo, że czynią, co mogą. System ekspedyowania pakunków zapożyczyli oni od Ameryki, wązkość toru, lokomotywy i wózki na kółkach od Anglii, obsługa dokonywa się z dokładnością francuską, a mundury służby brane chyba z europejskiej tandety. Podróżni są niesłychanie uprzejmi. Znaczna liczba miała pozór europejski: garnitury w kratę, płowo-żółtawe paltoty, a w ręku damskie woreczki z czarnej skóry z niklowemi okuciami. Kołnierze papierowe i celuloidowe,